No to przyszedł czas na kolejny rozdział w tej wycieczce

. Po przekroczeniu granicy jednak wpadliśmy dosłownie z deszczu pod rynnę,ponieważ wjechaliśmy w wielką ulewę, jedną z największych w moim życiu. Widoczności prawie nie było,a w niektórych momentach w ogóle nie było,drogi były sparaliżowane , kolumny stojących pojazdów ,podtopienia. Z wielkim strachem patrzyliśmy na drzewa przy drodze,jedna gałąź prawie spadła na nasz samochód. Gdy sytuacja była już naprawdę tragiczna,musieliśmy się zatrzymać i przeczekać najgorsze.Na szczęście wyszliśmy z tego cało . Będę to pamiętać do końca życia. Jednak po przekroczeniu granicy Węgier, niczym machnięcie czarodziejską różdżką , pogoda się uspokoiła i zrobiło się słonecznie. Krajobraz również się zmienił ,liczne winnice ,sady . A wsie przepełnione gniazdami bocianów, rekord, 17 gniazd jeden za drugim

!.

Naszym celem był Tokaj , miasto słynące...głównie z wina.I rzeczywiście wydaję się ,że całe miasto kręci się wokół tego .Pełno jest tu knajpek,sklepów a przed nimi parkingi pełne samochodów głównie z polskimi rejestracjami

.
Jako że ich winem może porozkoszuję się może jeszcze za kilka lat

to trzeba przyznać ,że samo miasteczko również jest bardzo urokliwe,położone nad rzeką Cisą


Tutaj również bocianów jest sporo

