Zaprowadziłam Lunkę do Gabinetu Wet. na godz. 12:30 . Dostała zastrzyk -narkozę. Obserwowałam jak się rozluźnia. W pewnym momencie zdawało mi się, że nie oddycha i chciałam wołać "doktorkę" ale jak ją pogłaskałam po brzuchu to oddech wyszedł pyskiem

razem z odrobiną wiadomo czego.
Chyba mi się ręce trzęsły...


O godz. 13:30 pan i pani wet. wraz ze mną dźwignęliśmy pacjentkę na stół...

Zostałam zwolniona i miałam czekać na wiadomość. Długo nie dzwonili i bardzo się denerwowaliśmy. Telefon był o 18:00 z wiadomością, że dziewczynka się przebudziła i chyba bardzo chce iść do domu. Po odbiór pojechała córka z mężem. Jak Luna zobaczyła swojego kochanego pana to prawie wybiegła z gabinetu. Pojechali po nią samochodem ale wróciła pieszo ze swoim panem... bo domek niedaleko Gabinetu. Teraz Luna odpoczywa ale niestety nie może jeszcze dzisiaj jeść.
Dziękuję za kciuki i życzenia pozytywnego myślenia ... na pewno miało to wielkie znaczenie.
