11.01.2015
Ciężko w domu wysiedzieć kiedy pogoda nie sprzyja, od kilku dni wieje, mimo to na chwilę wyszedłem przejść się po lesie. Trafiłem na odpoczywającą watahę dzików (kilkanaście osobników). Chyba przez hałas wiejącego wiatru nie wyczuły mnie ani nie usłyszały a przynajmniej tak mi się z początku wydawało. Mało tego części stada w ogóle nie zauważyłem, po prostu przeszedłem obok. No i...w końcu musiało dojść do sytuacji, która z mojej perspektywy wyglądała trochę groźnie. Wyjąłem aparat, dziki niestety siedziały schowane w gęstwinie młodych świerków, mimo to cały czas widziałem przed sobą to stado i "cyknąłem" im ze 2 zdjęcia. Moją uwagę zwróciła przede wszystkim locha... bardzo pokaźnych rozmiarów. Kiedy wyszła z tej gęstwiny, wiedziałem że w tym momencie będę miał najlepsze i wymarzone wręcz zdjęcie dzika. Nie wiem jak to się stało ale niechcący wyłączyłem aparat. To działo się tak szybko, patrzyłem cały czas przez wizjer i jak głupi naciskałem wyzwalacz a on nie reagowałem. W tym momencie widziałem tylko jak dzik ruszył w moim kierunku. Raczej mnie nie widział ale na pewno czuł, że jest coś nie tak. Jedyne co mogłem zrobić to trochę pohałasować - zadziałało ale dopiero po chwili kiedy to dzik podbiegł na kilkanaście metrów. Stałem w miejscu ale nogi miałem jak z waty.
Miałem już mnóstwo obserwacji, z tych wszystkich to była o ile dobrze pamiętam trzecia taka groźna sytuacja. Tropiąc, obserwując dziki caly czas mam świadomość, że te zwierzęta potrafią być naprawdę niebezpieczne. Niestety, czasem o tym zapominam. Odległość jaka dzieliła mnie o tych dzików wydawała się dosyć spora, jednak w momencie kiedy dzik szarżuje momentalnie ubywa metrów.
poniżej zdjęcia, na których nieśmiało przebija się kilka warchlaków

