Podczas tego długiego weekendu dwukrotnie wspólnie z bratem przeszukiwalismy okoliczne tereny standardowo juz za dzikami

W niedzielę widzielismy jednego, dosyć sporych rozmiarów odyńca, który odpoczywał w zaroślach przy leśnej drodze. Dał znać o swojej obecności dopiero jak zbliżylismy się do jego legowiska na jakieś 2 metry. Wtedy trochę się zamotał, nie wiedział za bardzo gdzie uciec bo pokręcił się chwilę w miejscu

My w tym czasie staliśmy koło niego jak wryci, nie wiem co by bylo gdyby przykładowo poczuł się zagrożony i zamiast uciekać ruszyłby na nas. To są dosłownie chwile, ułamki sekund. Kiedy uciekł pozostało nam jedynie głupio popatrzeć na siebie
W takich chwilach czasem się zastanawiam czy człowiek przy takich spotkaniach za bardzo nie ryzykuje, w końcu to dzik, nie jest co prawda tak jak mówili bądź nadal mówią co niektórzy ludzie jakie to agresywne i niebezpieczne zwierzę, ale czasem potrafi niemile zaskoczyć o czym miałem kilka razy okazję się przekonać.
Dzisiaj też widzieliśmy dzika, tym razem młody warchlak, chyba tegoroczny sądząc po jego gabarytach. Podobnie jak w przypadku poprzedniej obserwacji ten dziczek też leżał przy leśnej drodze, ledwo go zauważyłem, choć byłem naprawdę bardzo blisko. Byl jeszcze przykryty suchą trawą, nie wiem jak to zrobił, ale ciekawie to wyglądało... taki dzik pod pierzyną

. Chyba był chory bo jak tylko odbiegł, co zrobił zresztą niemrawo, zaczął kaszleć, głośno dyszeć, właściwie to był świst jak z komina lokomotywy. Może się wykuruje, ale jeśli przyjdą mrozy to pewnie biedak nie przeżyje. Co dziwne, taki mały dzik a w pobliżu ani śladu reszty stada.