Po posiłku przyszedł czas na saliny, bo przecież apetyt na flamingi nie minął, mimo pysznego obiadu. Muszę zaznaczyć, że jadłam do obiadu grillowane młode buraczki w plasterkach i były takie pyszne, że na samą myśl, to mi ślinka leci.
No ale miało być o flamingach, choć po tej relacji chyba wyjdą Wam bokiem ;p W końcu trafił się pierwszy osobnik- młody. Te ptaki, mimo dużego, niezgrabnego dzioba- idealnie dbały o toaletę. Zadziwiająco delikatnie czyściły piórka, na których nie było widać grama brudu.

A dalej dorosłe

Coś cienko na razie z flamingami- daleko... trzeba było szukać ich bliżej, co oznaczało jechać dalej

W malutkim porciku siedział sobie spokojnie kormoran mały


ale jego wzrok jasno mówił nam, że nie jesteśmy mile widziani. No to w drogę!