
Znamienne jest także to, że nawet gdy pszczoły sąsiednie pochodzą z rozmnożenia roju podstawowego, potrafią się bezbłędnie rozpoznawać i każdy rój pilnuje swego gniazda broniąc go przed intruzami, nawet tak bliskimi krewniakami ! Dodatkowo w okresie skłonności do "rojenia", samce czyli trutnie mogą się swobodnie przemieszczać miedzy rojami i są wszędzie mile widziane. Po tym okresie - bezpardonowo wyrzucane

Dla ułatwienia, szczególnie z uwagi na możliwość występowania wiatru, pasiecznik zachowuje odstępy około metra między ulami. To na ogół w zupełności wystarcza.
Dotkliwy brak pokarmu w jakimś roju, skłania pszczoły do "rabunku", czyli napadów na inne, lepiej zaopatrzone ule. Pisałem o takim przypadku.
Odpowiedzialny pszczelarz (a nie jakiś chciwy zysku dorobkiewicz) dba o stan roju i w razie potrzeby, pszczoły dokarmia. Dla tego potrzebne są okresowe przeglądy zasobów i siły rojów. Zdarzają się złe lata, gdzie prawie nie ma żadnego zysku z posiadanych pszczół. Inwestuje się wtedy w nie mimo to, aby w następnym roku mieć pasiekę silną i gotową do zapylania. Oczywiście, mając na uwadze zasięg lotu pszczół (nasze do ok 5 km) warto rozeznać się w możliwościach ich samodzielnego wykarmienia i nie rozmnażać ich ponad miarę. Czasem też, gdy tego sytuacja wymaga, łączy się dwa słabe roje w jeden silniejszy.
Są niestety też "posiadacze niewolników", traktujący te owady jak żywe maszyny do powiększania swego zysku. Oburzają mnie też "ule przemysłowe" przerzucane z miejsca na miejsce razem ze swą żywą zawartością. Takie postępowanie z pewnością przyczynia się do obecnego kryzysu.

