Ale prawdziwe zwieńczenie wyprawy nastąpiło w lesie w okolicach Wołosatego . Idąc tak sobie ,ścieżką w lesie, usłyszałem ostrzegawcze wołanie kowalika.Niby nic niezwykłego,przecież on równie dobrze mógł krzyczeć na nas , ale odwróciłem się stronę z której dobiegał głos.I wtedy zobaczyłem to :

Na ten widok po raz pierwszy od dłuższego czasu przekląłem

i próbując powstrzymać bieg zszedłem niżej,bowiem miałem takie szczęście ,że akurat w tym miejscu droga zakręcała i z góry widziałem ludzi , którzy przechodzili niżej(w tym i moi rodzice

) kilka metrów od ukrytego za gałęziami wpatrzoną w nich sowę.O jezu co to był za komiczny widok ! .A ja po sms do rodziców , brzmiącego mniej więcej tak :
-Szybko Wracajcie! Ural na gałęzi!
- Co to jest Ural?
- Aaaa no tak , to taka sowa

Mogliśmy razem obserwować ptaka , którego nasza obecność w ogóle nie przeszkadzała.Już nawet nie zwróciłem uwagi na to,że światło było słabe



