Głównym celem dzisiejszej obserwacji było sfotografowanie liska, co się udało i z czego jestem bardzo zadowolony

ale idąc na spotkanie z rudzielcami zauważyłem sporo świeżych śladów pozostawionych przez dziki: ścieżki, tropy, świeżo wyrwana roślinność na miedzy... no i po sesji z liskami zacząłem szukać moich ulubieńców. W lesie niechcący nadepnąłem na gałąź, której trzask spłoszył dziki z kryjówki. Nie było to zamierzone ale okazało się, że gdyby nie to, mógłbym przejść nie zdając sobie sprawy z obecności dzików. Zauważyłem, że biegną na skraj lasu, miałem nadzieję, że wyjdą na pole ale one ku mojemu zdziwieniu zawróciły i zaczęły iść w moją stronę. Dzisiaj się bałem, przyznaję

.. zwłaszcza jak zobaczyłem lochę, która prowadziła stado, zwierzę miało łeb jak czołg

, drzew było sporo wokół ale co z tego jak nie dało rady na nie wyjść, przede mną rosło tylko takie młode, wygięte drzewko ale obwieszony sprzętem zaraz z niego zjechałem i .... przestałem się ruszać bo w tym momencie tuż obok mnie przechodziła właśnie owa wataha, nawet nie liczyłem, jak tylko troszkę się oddaliły zacząłem robić zdjęcia. Kiedy dziki zniknęły już w zaroślach to moje nogi i ręce od razu zaczęły drżeć
