Okiem i piórem Wiecha czyli życie na wesoło

Moderator: Lamika

Dmuchnij pan w balonik

Postprzez 78 » środa, 30 stycznia 2013, 10:54

W celu powiększenia bezpieczeństwa samochodowego w Warszawie podczas karnawału będą lada dzień zaprowadzone tak zwane próbne baloniki. Cóż to mianowicie są za baloniki? Jak donosi prasa, cała maszyneria, wynalazku dwóch młodych krakowskich doktorów, składa się z rurki szklanej wypełnionej dwiema warstwami mielonego szkła i zakończonej balonikiem koloru żółtopomarańczowego o pojemności około litra.
Otóż więc, jak w te rurkie dmucha małe dziecko albo nawet dorosły mężczyzna, któren od paru dni kieliszka wódki nie widział, balonik zachowuje się przyzwoicie i nie zmienia koloru. Ale o wiele przystawiemy go do ust warszawskiemu szoferowi i każemy mu chuchać, balonik natychmiastowo zaczyna nam wykazywać, ile było kolejek.
Przy średniej ilości tylko pół balonika z pomarańczowego zamienia się na zielonkawy, jeżeli natomiast nadużycie było znaczniejsze, balon przybiera kolor szczypiorku. Powyżej litra pęka z hukiem. Wynalazek ten jest niezmiernie doniosły i może nareszcie, jak się to mówi, położy kres. Bo do tej pory badanie szoferaków na te okoliczność było faktycznie mocno utrudnione. Jeżeli się rozchodzi o starożytny sposób za pomocą zwyczajnego chuchu, to nie był on nigdy na sto procent pewny. Mieliśmy co prawda w naszej milicji wybitnych specjalistów, którzy po jednem chuchnięciu mogli postawić następującą diagnozje: „Dwie setki czystej, korniszonek, znowuż dwie setki, jajeczko, duże jasne z wianuszkiem. Wynik ogólny - podgazowany”. Ale raz, że tych facetów była niedostateczna ilość, a po drugie, że taką ekspertyzę można przeprowadzić wyłącznie samemu znajdując się na czczo. A milicja musi czuwać nad ruchem kołowym w Warszawie i po śniadaniu, i po obiedzie, i po kolacji, a nawet po imieninach w rodzinie.
Drugiem znowuż sposobem był egzamin z wymowy. Brało się takiego podejrzanego o ankoholizm kierowcę i kazało mu się prędko powiedzieć te słowa: „Drabina z powyłamywanymi szczeblami”. „Drabinę” nawet najwięcej zabalsamowany kizior wymówił bez błędu, ale na „szczeblach” już letko tylko podkropiony facet leżał bezapelacyjnie. Wychodziło mu albo „pomywowyłanymi”, albo „połamywałami”. albo jeszcze gorzej. No i rzecz jasna, że zamykali go z miejsca. Jednakowoż trafiali się przytomniaki, że nie tylko drabinę, ale wiersze niejakiego Przybosia pod największem gazem deklamowali bez najmniejszego feleru. Totyż musiem się cieszyć, że dzięki tem młodem doktorom będziemy mogli chodzić po Warszawie bez narażenia życia pod samochodem, nawet osobiście znajdując się coś niecoś pod muchą.
Tylko ciekawy jestem, czy ten aparat oprócz wódki wykazuje także samo tak zwane „duże ciepłe z charakterem”, to znaczy grzane piwo pół na pół z gołdą sprzedawane przez niektóre litościwe budki na mieście. Ale przypuszczam, że wykazuje, bo te doktorzy, pomimo młodego wieku, muszą być duże fachowcy na szczot wypicia w miejscu i na wynos. W każdem bądź razie trzeba ich jeszcze pochwalić i za dbałość o tak zwane ładne podejście.
Takie sprawdzanie szoferów przez milicje w sobotni wieczór karnawałowy będzie wyglądało jak masowa impreza uliczna „Expressu Wieczornego” pod tytułem „Dmuchnij pan w balonik” z łaskawem udziałem fonkcjonariuszy wydziału ruchu kołowego.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Postprzez Ellen » środa, 30 stycznia 2013, 11:20

Uśmiałam się do łez :lol:
Avatar użytkownika
Ellen
Administrator
 
Posty: 2406
Dołączył(a): sobota, 14 lipca 2012, 21:11

Poezja na basenie

Postprzez 78 » piątek, 22 marca 2013, 20:10

Nie można powiedzieć, upał od czasu do czasu daje przyzwoicie w kość naszem warszawiakom. A że piwo nie zawsze pomaga i rzadko gdzie można go dostać, duża ferajna naszych warszawskich rodaków zaiwania w takich dniach na Łazienkowskie, gdzie basen „Legii” się znajduje.
Basen jest faktycznie primo woto, kąpać się można, ile dusza zamarzy, szatnie eleganckie, bufeta dobrze zaopatrzone i temuż podobnież. Totyż ogromnie zadowolnione wybraliśmy się oba ze szwagrem pokąpać się na tem basenie.
Gienia chciała iść z namy, ale żem jej wytłomaczył, że to niemożliwe.
- Dlaczego?
- Bo jakbyś weszła, kochana, do niego, woda z brzegów by wystąpiła i zalała szatnie oraz różne inne zaplecza.
- Jak to, przecież tam wchodzi przy niedzieli 4500 osób.
- No tak jest, ale jakbyś weszła, byłabyś 4501 i swoją ciężką wagą mogłabyś wywołać katastrofę żywiołowe.
Jakoś dała się zbajerować i została się w domu, a my poszliśmy oba cwaj. Szwagier zaraz na początku wstydu mnie narobił, bo nie chciał się opłukać pod prysznicem przed wejściem do wody, jak leguramin przykazuje.
- Prysznic mnie niepotrzebny, czysty jestem jak łza, dopieru co się kąpałem.
- Jak to dopieru co?- pyta się instruktor.
- No, może dwa tygodnie temu nazad.
Bez dalszych ceregieli popchłem go pod prysznic i musiał się umyć, jak się należy do czysta.
- Prowadzisz się jak nastajaszczy chuligan - mówię do szwagra, bo jak słyszałem, derekcja basenu się skarży, że dużo ich stawia opór przed wejściem pod prysznic.
- Czysty jestem jak nowo narodzony pętak po rumiankowej kąpieli - krzyczy każden, a śmietankowe masło i gięsi szmalec, któremi są wysmarowane pod opalenie, leje się z nich strumieniamy. Nie tylko zresztą takie kłopota ma z niemy derekcja basenu. Lubią na przykład tłuc na przejściach butelki po wzmocnionej orężadzie na 45 procent.
Goście nogi sobie nieraz kaleczą. O mały figiel za ofiarę takiej zabawy sam żem się nie został. Ale szwagier przeniósł mnie przez niebezpieczne miejsce na barana. On tyż był na bosaka, ale chodzi po tłuczonem szkle jak po perskiem dywanie, bo talent taki posiada. Przed wojną w cyrku „Korona” na prowincji występował, jako „człowiek o żelaznych podeszwach” i ładną forsę zarabiał. Ale jak raz na niedużem nawet gazomierzu skoczył z beczki na tłuczone butelki, źle się obliczył i trzy miesiące w szpitalu poleżał. Już nie skacze, ale chodzi po szkle pierwszorzędnie.
Zastanawialiśmy się nawet, czy nie zapreponować derekcji szwagra w charakterze żywego transportera z basenu do szatni i nazad. Ale facet, któren tam porządku pilnował, powiedział nam, że tak czy tak, muszą parę razy dziennie przejścia zamiatać, bo publika niemożebnie barłoży i rzuca co się da i gdzie się da. Papiery, gazety, pudełka po szprotach, muszelki i tem podobny szmelc.
Ale to jeszcze frajer, najgorsze są sportowe rekorda naszych milusińskich. Wyrywają drzwi od szatni razem z futrynamy, że nie pomagają gustalowe zawiasy i śruby 15 milimetrów bieżących. Takie eleganckie wiszące słoiki na mydło w płynie zostali w pierwszem dniu sezonu wyrwane z bebechamy, porozbijane i wrzucone do obikacji. Kładzione na umywalniach kawałki mydła dostają kamfory już po pięciu minutach.
Tamże umieszczane są przez chuliganów całe rolki papieru hygienicznego oraz wieszaki z szatni. Nie mówiąc już o tem, że ścienną poezją się zatrudniają, pisząc kopiowem ołówkiem wiersze miłosne. Modne, z publicznemy wyrazamy. Ściana - nie książka, takiej literatury nie znosi i dlatego co i raz musi być przemalowana klejowo, a czasem olejno.
W ogóle derekcja się nie łamie. Specjalne brygady remontowe z miejsca wszystko reperują i basen znów jest w pierwszorzędnem stanie. Ale ciekawy jestem, komu się wpierw ta zabawa znudzi. Po mojemu „Legia” powinna zatrudnić na basenie swoją sekcje bokserów i porozmawiać z chuliganamy poważnie. Tak żeśmy rozmawiali ze szwagrem w drodze do domu, aż on do mnie mówi:
- Ale, faktycznie, mydło dają pierwszorzędne, pachniące. Rozeda.
- Skąd wiesz?
- A patrz.
Pokazało się, że szwagier rąbnął jedne mydełko, Zgniewał mnie niemożebnie, złapałem go za hale i zaprowadziłem nazad na „Legie”. Musiał oddać w kasie jako pomyłkowo zabrane. Kasjerka o mało nie zemglała.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Postprzez Ellen » środa, 21 sierpnia 2019, 17:02

Odkurzam wątek z nadzieją,że 78 coś nowego tu zamieści :)
Avatar użytkownika
Ellen
Administrator
 
Posty: 2406
Dołączył(a): sobota, 14 lipca 2012, 21:11

Feluś - "piekielny kierowca"

Postprzez 78 » środa, 21 sierpnia 2019, 19:19

Po seansie w warszawskim kinie aktualności, gdzie oprócz kilku dobrych polskich krótkometrażówek, oglądaliśmy w kronice zagranicznej karkołomne popisy amerykańskich „piekielnych kierowców” zagadnąłem pana Piecyka:
– No co panie Piecyk, wspaniałe, prawda?
Pan Teoś spojrzał na mnie chłodno, skrzywił się i rzekł sceptycznie:
– Dla frajerów owszem.
– Jak to dla frajerów, czy widział pan w życiu bardziej emocjonującą jazdę?
– Rzecz naturalna.
– Gdzie?
– Na Nowem Bródnie.
– Jak to na ulicy?
– I na ulicy i w podwórku, a także samo w mieszkaniu prywatnem.
– To niemożliwe.
– Licz się pan ze słowamy. Skoro jeżeli panu mówię, że było to było. Grochoszczaka Felka pan zna?
– Nie, któż to taki?
– Szoferak, u tromniarza na samochodowem karabanie jeździ.
– Jak to i on potrafi to, co ci Amerykanie? Skacze samochodem z platformy, przejeżdża przez płonącą ścianę, robi loopingi? Nie wierzę.
– Pan możesz wierzyć, albo nie. Ale tyle panu tylko zaznaczę, że przeciwko Grochoszczaka, te Amerykani to małoletnie pętaki. Posłuchaj pan jak było.
W zeszłe sobote na karnawałowem wieczorku w pewnem towarzystwie na Targówku znajdował się poniekąd ten ów Grochoszczak. Gazu owszem nie można powiedzieć było owszem sporo, a między zaproszonemy siedział jeden wesoły chłopak z fachu malarz pokojowy.
Malarze w ogólności moczymordy są, że rzadko poszukać, a także samo lubieją samo-poczucie humoru i smaczny żart.
To tyż i ten jak sobie podchromolił, dawaj drakie z Grochoszczaka odstawiać.
Żałobnem taksówkarzem go nazywał, pytał się dlaczego na wieczorek w przepisowem pirogu nie przyszedł i we fraku z perelinką i w ogólności niemożebnie mu przygadywał.
Grochoszczak chciał się narazie do niego podnieść, ale ponieważ kobiety tam się znajdowali, nie wypadało zamieszania robić, rzucił tylko w niego butelką piwa i siedział dalej.
A wtenczas malarz rozpuścił mordę na całego i pyta się dla haseny kto prędzej jadzie, straż ogniowa do pożaru, czy on z nieboszczykiem na Powązki.
W fachowy honor chłopaka sztuknął. Tego żaden szofer by nie zniósł.
To tyż Grochoszczak zczerwieniał się cały i mówi:
– Żebyś pan trafił na łobuza, to by cię pokostem karmiona budowlana łachudro tak obciął, żebyś się ze wstydu spalił. Ale ja inaczej zrobię zaczem się z byle kiem przekomarzać, pokażę tu wszystkiem obecnem jak dobry szofer nawet karabanem jeździć potrafi.
Podniósł się i wyszedł. Nie było go ze dwadzieścia minut, w końcu przychodzi, kłania się i zaznacza że karaban stoi przed bramą, a on całe towarzystwo zaprasza na ulicę, żeby pokazać wyższe szkołe jazdy. Przeprosił bardzo, że to będzie kurs bez ciała,
wieńców i nieotulonej w żalu rodziny, ale za to z zapalonemy latarkamy.
Kto ma życzenie może wsiąść do środka. Połowa gości ma się rozumieć wsiadła.
Jak Grochoszczak dał gazu, jak poszedł ulicą: sadysfakcja była popatrzyć.
Zaraz na rogu św. Wincentego latarnię przewrócił, o dwa domy dalej, drzewko z korzeniamy wyrwał. Budkie gazeciarza w drebiezgi rozwalił i ani na jedne minute się nie zatrzymał. Posuwał podobnież setkie na godzinę.
Objechał całe Nowe Bródno, Annopol, dotaszczył się do Szmulowizny, tu rowu nie przyuważył, karaban fiknął trzy kozły, drzwiczki się otworzyli i goście co do jednego w wodę.
A Grochoszczak tylko maszynę podniósł i gazu dalej. Wrócił się na Nowe Bródno. Wjechał w podwórko, rozbił śmietnik, z trzepaka tylko je­dna poprzeczna deska się została. A on dał dubla w okno i wjechał do mieszkania gdzie się przyjęcie odbywało.
Straż potem była wołana, bo się firanki zajęli. Pogotowie trzy razy obracało, a sam protokół milicja trzy godziny spisywała.
I pan mnie chcesz tu jemponować Amerykanamy?!
Opuściłem głowę zawstydzony. W porównaniu z panem Felusiem Grochoszczakiem amerykańscy
„piekielni kierowcy” to istotnie niewinne pętaki.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Postprzez Ellen » środa, 21 sierpnia 2019, 19:27

Dzięki 78 :D Ubawiłam się setnie :lol:
Avatar użytkownika
Ellen
Administrator
 
Posty: 2406
Dołączył(a): sobota, 14 lipca 2012, 21:11

Miasteczko Londyn

Postprzez 78 » poniedziałek, 26 sierpnia 2019, 14:40

Jednym z pierwszych miłych znajomych, którzy mnie odwiedzili, kiedy wróciłem z Londynu, był oczywiście pan Walery Wątróbka. Już od progu wyciągając rękę zawołał uradowany:
- Przede wszystkim grabula, a potem może pobarłożem troszkie, co słychać na prowincji. Bo o wiele mnie wiadomo, ten Londyn to spore miasteczko, ale takie więcej prowincjonalne, w rodzaju naszego Radomia.
- No, powiedzmy, Lublina.
- W taki sposób w porównaniu z Warszawą, dziura.
- W każdym razie dziura, w której się mieści swobodnie dwanaście milionów ludzi.
- To faktycznie niewąska. I wszyscy tacy grzeczni, tak dziękują za byle co, jak się tu daje słyszyć?
- Istotnie, ta przysłowiowa grzeczność londynćzyków nie jest legendą. Co chwila każdy wygłasza do każdego sakramentalną formułkę: „Thank you very much”. Niech panu wystarczy, że kiedy na Cromwell Road, gdzie mieszkałem, wskakiwałem do autobusu i obejrzałem się na Anglika, który usiłował wskoczyć za mną, ten natychmiast powiedział: „Thank you very much”. Było to podziękowanie za okazane mu zainteresowanie.
- No dobrze, a jak ktoś wskakuje na winogrono pasażerów wiszące przy autobusie i nadeptuje komuś na odcisk, to tamten też mówi mu „wery macz” czy coś całkiem innego, chociażby zbliżonego - jeżeli się rozchodzi o język polski?
- Przede wszystkim w Londynie nie ma winogron przy środkach komunikacyjnych. Podczas największego ruchu, między piątą a szóstą po południu, kiedy cały prawie Londyn wraca do domu, w autobusie może stać w przejściu tylko pięć osób, na platformie ani jedna.
- A reszta?
- Reszta zostaje na przystanku i czeka na następny autobus. Jeżeli ktoś wejdzie ponad normę, konduktor mówi tylko „sorry” - i nadliczbowy pasażer wysiada.
- Jak to, mówi do pasażera „szoruj”? Wiesz pan, to nawet w Warszawie rzadko się zdarza. Chyba w trajlebusie, jak się trafi konduktorka „prosto od krowy”.
- Nie „szoruj”, tylko „sorry”, to znaczy przepraszam.
- Patrz pan, jakie są jednakowoż różnice - po polsku: szoruj, po angielsku: przepraszam. Co kraj, to obyczaj. Ja jednakowoż myślę, że jakbym tych grzecznych Anglików wpuścił do tramwaju „25” o czwartej po południu, bez ograniczenia ilości, nie mówiliby do siebie „sorry”, tylko całkiem inaczej, a koniec końców zaczęliby się kopsać. Dlatego właśnie jest tylko pięć stojących miejsc w londyńskim autobusie.
- Możliwe.
- A te autobusy, czy to prawda, że oni latają w pijanym kieronku?
- Nie rozumiem.
- Słyszałem od koleżki, któren był w czasie wojny w Londynie, że tam cały ruch kołowy odbywa się nieprzepisowo, to znaczy w lewe stronę. Tak że człowiekowi trzymającemu się paragrafu stale i wciąż niebezpieczeństwo życia zagraża. W każdej chwili ze zdziwieniem może się znaleźć w szpitalu na chirurgicznej sali albo nawet w parku sztywnych.
- Istotnie, ruch w innym niż u nas kierunku wywołuje dezorientację i zmusza przybysza z zagranicy do wytężonej uwagi. Ale cóż, Anglicy kochają się w tradycji i swojej odmienności. Wiele jest takich dziwnych dla cudzoziemca zwyczajów.
- Koleżka mnie mówił, że podobnież pareset lat temu nazad jakiś angielski król Edward, numeru już nikt nie pamięta, który znajdując się cośkolwiek na gazomierzu, wskoczył na kibitkie, zaciął konia i zaczął zasuwać po Londynie w nieprawidłowym kieronku. Insze Anglicy, jak to zobaczyli, nie przypuszczając, że Edek jest podkropiony, poszli za jego przykładem, bo oni lubieją we wszystkiem swoich królów naśladować. Policja na razie zaczęła stosować karne mandata, ale koniec końców musiała się cafnąć przed tak zwaną wolą narodu. I tak się już pozostało. Ale najgorsze, że zagraniczne turyści, jak na przykład pan szanowny, co i raz swoje życie tam narażali.
- No, można się szybko przyzwyczaić. Po tygodniu już zupełnie machinalnie wchodząc na jezdnię patrzyłem w prawo.
- To znowuż niedobrze. W Warszawie możesz się pan pod co władować. Tu nie Londyn, trzeba patrzyć w lewo.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Temat na czasie > "Dlaczego metro?"

Postprzez 78 » piątek, 20 września 2019, 16:24

No, to mamy, proszę ja kogo, ten Nowy Rok. Wszyscy się cieszą, że będzie jeszcze lepszy, jak ten stary, i z góry już go chwalą. Rzecz naturalna, że będzie lepszy, ale i staremu bez dania racji nie wolno przygadywać. A tak się robi - i dlatego zawsze letko cholera mnie bierze, jak widzę na kalendarzach, czyli też w gazetach, namalowanego małego pętaka ze skrzydełkamy, bez koszuli, tylko w szarfie z noworocznym numerem. Przeważnie stoi koło niego facet w starszem wieku, niemożebnie obciuchany, w podartej perelinie, któren Stary Rok ma nam przedstawiać.
Goła pętaczyna przygaduje fatalnie starszej osobie, śmichy-chichy z niej odstawia, pyskuje za trzech i chwali się, co to za sztuki dokaże. Bywszy na miejscu Starego Roku obciąłbym go z miejsca:
- Przymknij się, szczeniak, bo jak ci się odszczekne, to z szarfy wyskoczysz. Pokaż najpierw, co potrafisz, a starszem kolegą po fachu oblicza sobie nie wycieraj.
Chociaż, jeżeli się rozchodzi o de fakt, to ma pętaczyna rację, wie że pokaże. Pokaże na przykład, jak się kolejkie podziemne w Warszawie buduje, co będzie latać, jak głupia, w pięć minut ze Służewca do Młocin i z Żerania na Marszałkowskie. W godzinę czasu czterdzieści pięć tysięcy ludzi tam i nazad przerzuci, i cena za bileta będzie nareszcie sprawiedliwa, bo opłata nie od osoby, tylko od metra będzie pobierana. Konduktorki krawieckiem metrem w pasie będą pasażerów wymierzali -grubszy płaci więcej, chudszy mniej, podług tego, ile miejsca w wagonie zabiera, i dlatego cała ta komunikacja nazywać się ma „metro”. Parę osób, co fest walizki przed sobą nosi, na tem wsiąknie, ale ogół powita to z zadowoleniem. Ale naprawdę przegrane będą tramwaje, autobusy i trajlebusy, bo kto że będzie chciał w charakterze winogrona na buforze wisieć, kiedy może w trymiga wygodnie metrem się z miejsca na miejsce przewalcować. Dojdzie do tego, że konduktorzy ze łzamy w oczach błagać będą publikie na przystankach, żeby do tramwai - nawet przodem - wsiadała.
A pasażer tylko się spojrzy i odpowie:
- Proszę nie zaczepiać, bo milicjanta zawołam. Co to za zwyczaje? A w ogólności szoruj pan ze swojem staroświeckiem pudłem do Grójca, warszawiak tylko metrem zasuwa! I obrzuci go dumnem spojrzeniem - będzie to tak zwana szatańska zemsta za karne mandata. Faktycznie, ma pętaczyna z czego być ważnem, że przy niem taka niewąska robota się zacznie. Zwłaszcza że poniekąd oprócz metra MDM będzie się zasuwało w dalszym ciągu na całą parę. MHD nowe gatonki towaru wprowadzi. A PDT nowe szklane pałace na Brackiej i na Pradze nam otworzy ze wszystkiem, o czem dusza zamarzyć może, nawet najwięcej grymaśna. Już teraz każden jeden mężczyzna może jednem wejściem goły jak turecki święty wejść do Pedetu, a drugiem wyjść jak artystka filmowa. A dlaczego jak artystka, nie jak artysta? Bo w damskich desusach, z powodu że męskiej wełnianej bielizny nie ma na lekarstwo. Ale w Nowem Roku już będzie, szkoda gaduchny.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Jubilerski żart

Postprzez 78 » piątek, 6 grudnia 2019, 19:14

(Nadchodzą święta więc uwaga).



W tramwaju było ciasno jak w tramwaju. Tłum pasażerów rzucił mnie w objęcia jakiegoś dziobatego szatyna w brązowym kapeluszu. Dziobaty pan miał tak ograniczoną swobodę osobistą, że mógł jedynie lekko poruszać dłońmi, które umieścił pod moimi pachami. Mimo tak ciężkiego swego położenia nieznajomy współpasażer nie kopał mnie kolanami, nie syczał, że depczę mu po odciskach, nie wołał: „Nie kładź się pan na mnie, stój pan o własnej, do wielkiej grypy, sile” itp. Przeciwnie, otaczał mnie czułą opieką, podtrzymywał, gdy tłum tracił równowagę, nadstawiał łokci, chcąc mi zapewnić możliwie największą przestrzeń życiową. Toteż od czasu do czasu oglądałem się i rzucałem mu z uśmiechem pełne wdzięczności spojrzenia. Nagle uśmiech zamarł mi na ustach pod wpływem pewnej refleksji. Oto przypomniałem sobie, że kubek w kubek podobnego dziobatego pana widywałem często na ławie oskarżonych w licznych sądach grodzkich przedwojennej Warszawy jako cieszącego się dużym rozgłosem doliniarza.

W ślad za tą refleksją uczyniłem straszliwy wysiłek, by sprawdzić, czy portfel mam na zwykłym miejscu, w bocznej kieszeni. Był. Uspokoiłem się, ale jednocześnie usłyszałem za sobą pełen smutku głos swego chwilowego opiekuna.

– Pan szanowny względem kieszonkowej kradzieży cykorię odczuwa? I na mnie pan kapuje?! Czysta jeronia, jak pragnę zdrowia, bo ja sam dzisiej rano za ofiarę takiego wypadku się zostałem. Ale nie mam do pana pretensji. Tramwajowe kradzieże chociaż rzadziej niż dawniej, ale zdarzają się jeszcze czasem i trzeba dawać baczenie. Ale już niedługo. Reszta doliniarzy, co się została, zmuszona będzie w krótkiem czasie zmienić zajęcie. To fach skazany na wymarcie. Zmiana pieniędzy go położyła na wszystkie cztery łopatki.

– Myśli pan? – zapytałem nieco uspokojony. – A cóż to ma jedno z drugim wspólnego? – Bardzo dużo ma wspólnego. Dawniej dziesięć tysięcy w różnych banknotach to była harmonia pieniędzy i jak ją ktoś miał, zmuszony był wszystkie kieszenie niemy napchać i doliniarski fachowiec zawsze się na nim pożywił.

A dziś trzysta złotych do portfela schowa między fotografie żony i teściowej. Na sercu sobie umieści i bądź pan mądry, wyjmij mu ich pan stamtąd. Senne marzenie. Totyż złodziejska więzienna jelita od tej wymiany już na robotę wcale nie wychodzi. Zastój. Ciapciaki troszkie pracują i nacinają się często jak ten dzisiejszy na mnie. Uważasz pan, jadę rano „dwudziestką piątką” na Pragie. Tłok jak wielkie nieszczęście i od razu czuje, jesionkie mnie rozpinają. Dobra nasza – myślę sobie – „na szaro mnie robią” – i śmiać mnie sie chce jak wielkie nieszczęście.

– Z czego się pan tak śmiał?

– Zaraz pana szanownego objaśnię, trzymam, że i pan się naśmiejesz jak rzadko. Otóż więc jak mnie te jesionkie rozpięli, czuje, że do tylnej kieszeni w spodniach mnie się dobierają.

Odpięli guzik i od dołu uważasz pan podpychają paczkie, którą tam miałem. Mnie się tu śmiać chce, ażem czkawki dostał, ale nic nie mówię. Dopieru jak ten złodziej pakunek wyjął, oglądam się i mówię.

– Ach, że ty lebiego niewidymko, tyle pracy, w paczkie hygienicznego papieru „Solali” wkładasz. Bo właśnie to się tam teraz nosi. I dla przykładu wręczyłem go milicjantowi i spokój. A ten znowuż bilion, czyli drobne, do reszty złodziejską branżę wykończa.

– Dlaczego? – zapytałem z uśmiechem, chcąc w ten subtelny sposób przeprosić mego miłego rozmówcę za niewłaściwe posądzenie.

– Dlatego, że był świeżo w Warszawie taki wypadek. Jeden złodziej szpryngowiec odpiął klientce w kinie złotą branzoletkie z rączki i przekonał się w domu, że była zrobiona z tych nowych złotych pięciogroszówek. Ładna, bo ładna sztuka, ale wartość rynkową miała sześćdziesiąt pięć groszy. Taki jubilerski kącik humoru, psia jego nędza. Po mojemu to powinno być surowo zabronione, bo w ten deseń bilion z rynku znika, a już piątek to na lekarstwo po prostu nie ma. W tym miejscu najsympatyczniejszy towarzysz podróży uścis- nął mi rękę i wyskoczył zgrabnie z tramwaju. Po chwili przekonałem się, że z moim zegarkiem ręcznym. Widocznie chciał sobie wynagrodzić zawód z paczką „Solali” i bransoletkę ze „złotych” pięciogroszówek. Bo myślę, że opowiadał o własnych gorzkich doświadczeniach ze skutkami zmiany waluty.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Atomowa wiosna

Postprzez 78 » piątek, 23 kwietnia 2021, 12:03

Dwa dni temu w tył niejaki Wicherek, któren za wróżkie od przepowiedania pogody w telewizji sie zatrudnia, powiedział nam, że ma smutne nowinę, bo wiosna na razie odwołana — idą do nasz mrozy, po dwanaście, piętnaście a nawet do dwudziestu stopni.
Narysował nam ich nawet kredą na mapie i obliczył detalicznie za pomocą tabliczki mnożenia i różnych tam heliotropów atmosferycznych. Jakżem to usłyszał, ucieszyłem sie niemożebnie: — Dobra nasza, ciepło
będzie, słońce, pogoda, wiosna, znaczy sie. A co najwyżej będzie lało. Wyciągiem z otomany wiosenne
sakpalto, żółte kamasze, a wełniane rękawiczki wrzuciłem do kubła, bo już byli mocno przegrane.
Na drugi dzień wychodzę w saku na ulice, a tu hic faktycznie piętnaście stopni w cieniu, mało mnie uszy
nie odpadli. Żywo żem sie cafnął do mieszkania, przeprosiłem sie z jesionką na wacie i wyciągłem ze śmietnika rękawiczki.
Bo zima jest faktycznie na całego i na wiosnę sie na razie nie zanosi.
Właściwie to wiosna jest, tylko taka więcej atomowa.Znaczy sie, że gdzieś tam rzucają na próbę te mniejsze, nieszkodliwe bombki i w ten deseń pogodę nam legurują.
Zresztą to nic nowego, już parę lat temu nazad uczone faceci podali do gazet, że te atomowe bomby nie takie są znowuż wredne, że można ich zatrudnić w przemyśle, PGR-ach, rzemiośle, a już do legurowania pogody nadają sie nadzwyczaj. Z zimy lato będzie
można za ich pomocą wytwarzać. Budziem sie, dajmy na to, pierwszego stycznia w Nowy Rok. A tu w pokoju gorąco jak wielkie nieszczęście. Leciem do okna, patrzem, drzewa zielone, słowiki śpiewają. Motylek motylka gania w tak zwanem celu matrymonialnem. Otwieramy okno — bez pachnie, konwalie i insze bukszpany, ale zaraz zamykamy, bo muchi, cholery, tylko czekają, żeby sie nam do zamieszkalnej obikacji wtranżolić. „Co jest, do wielkiej anielki", myślem sobie i dopieru z gazet
dowiadujem sie, że została rzucona bomba legurująca pogodę. Jednem słowem, czarowali nasz, że z czasem półkie będą mieli z dwunastoma bombami, a na każdej nazwa jednego miesiąca będzie figurowała. Sam najstarszy derektor tego interesu krzyknie tylko: — Podawaj lipiec!
Łapią z półki bombę z siódemką i trzask ją bez okno na ulice i już mamy trzydzieści stopni w cieniu.
Ale na razie widać, że zrobili nasz na bombe — zaczem poprawiać pogodę, psują ją nam ciągle.
A może to te zgubione przez Amerykanów sztuki dają sie nam tak odczuwać. Co i raz sie dowiadujem, że jakaś bomba urwała sie z europlanu i przepadła jak kamfora. Coże oni takie roztrzepane? Czy papierowem sznurkiem te bomby przywiązują, czy jak? Szukają ich potem po kieszeniach, w morzu, w górach i nie było wypadku, żeby znaleźli. A taka cholera leży sobie
gdzieś spokojnie i powietrze psuje.
Jak ktoś taki roztrzepany, to kapustę powinien wozić, nie atomowo-wodorową nagłą śmierć.
Nie mówiąc już o czem innem, nie chcemy mieć wiosny w sierpniu, tylko już, teraz, zaraz, jak się nam
z kalendarza należy, proszę bombiarzy.
Avatar użytkownika
78
 
Posty: 10376
Dołączył(a): wtorek, 24 lipca 2012, 18:59

Poprzednia strona

Powrót do Literatura

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości