przez ludi2 » piątek, 31 stycznia 2014, 23:42
Dobrze, ze jest to forum i dobrze, ze zalozylam ten temat dla pamieci mojej, naszej kochanej koteczki...
Takie madre, z wielkim sercem z poczuciem odpowiedzialnosci stworzonko. Gdzie w tej malutkiej glowce moglo sie pomiescic tyle roztropnosci.
Kto mnie bedzie teraz pocieszal przytulajac czolo do mojego czola, pokazywal z duma swoje kociaczki, przynosil myszy, uczyl taktu i delikatnosci dla innych kotow, ludzi.
Nie ma, nie ma! Odeszla za teczowy most nagle, prawie z dnia na dzien.
Patrze na te pierwsze zdjecia, ktore umiescilam na forum i teraz mysle, ze to nie tylko sprawa oswietlenia, ze ona juz wtedy pewnie byla chora.
Myslelismy, ze ot poprostu sie zestarzala, tak jak my, ale pewnie juz wtedy zaczal ja dreczyc ten obrzydliwy rak.
Nie cierpiala, weterynarz, ktory ja operowal powiedzial nam,ze to taka forma raka i dlatego nikt niczego nie zauwazyl..
a przedwczoraj jeszcze jadla, wskakiwala na stol, prosila o glaskanko.
Jak sie z tym pogodzic?