Jak pisałem wyżej, usiedzieć i wyleżeć nie szło, więc ruszyłem przed świtem na Mietków, o co w obecnej chwili łatwo, bo świt powoli wchodzi w rozsądne godziny.
Niestety, ptaki jakieś takie nieusłuchane się zrobiły - większość dała już dyla do ciepłych krajów, a u mnie z siewek zostało 9 sieweczek obrożnych i ok. 50 biegusów zmiennych. Woda nieco opadła, odsłaniając doskonałe błota (doskonałe do zgubienia kaloszy). Po raz kolejny okazało się, że jednak jestem zbyt dla ptaków widoczny, bo ledwo zbliżę się do nich na 30 metrów, a one już zapodają tyły.
Nie było jednak wyjścia - podszedłem, spłoszyłem, ale rozłożyłem swoje manele i czekałem. Niestety, musiałem się wpasować do terenu, więc pozycja nie była zbyt wygodna, ale pomyślałem, że jakoś godzinkę wytrzymam.
Długi czas obserwowałem tylko, jak maluchy krążą to tu, to tam, omijając mnie szerokim łukiem. W końcu obrożne przysiadły:
na tyle jednak daleko, że zdjęcia mocno kadrowane:
Gdy tak maszerowały na lepsze żerowisko na prawo ode mnie, postanowiłem obrócić się, by móc je objąć kadrem. Uciekające siewki potwierdziły, że z gracją u mnie nie jest najlepiej. :-/
Zacząłem obserwować krążące stado biegusów zmiennych. Siadały wszędzie, tylko nie w mojej części bajorka. Zachowywały się przy tym dość głośno, czego wcześniej u zmiennych nie doświadczyłem. Wreszcie modły zostały wysłuchane, bo stado usiadło w bajorku na prawo ode mnie. Na takim bezrybiu i zmienne były rarytasami, więc wstrzymałem oddech i wszelkie ruchy. Po paru minutach obserwowania rozbiegających się maluchów stwierdziłem, że czas to uwiecznić. Widocznie bardzo głośno myślę, bo w tym momencie spłoszyłem całe stadko - i w ten sposób zakończyłem poranek na Mietkowie.
Nie myślcie sobie, że wymyślam pisząc, że odpycham ptaki - spłoszone zmienne wylądowały (chyba 5. raz tego dnia) prawie u stóp zupełnie nimi nie zainteresowanego wędkarza:
nic sobie nie robiąc z bliskości człowieka. I jak tu żyć?