Bardzo Wam dziękuję za miłe komentarze! Aż chce się wracać w teren...
Jeśli chodzi o zbliżanie się do ptaków, to zazwyczaj smaruję się obficie miodem, potem tarzam się w podłożu (piasku, mule itd.), na koniec obwiązuję się trzciną i raz jeszcze poprawiam twarz i dłonie glajdą z rzeki.
Zupełnie serio - to pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja, gdy bez jakiegokolwiek maskowania udało mi się podejść ptaki. Kamuszniki szły grzecznie w moją stronę, zupełnie się mną nie przejmując - i minęły mnie w odległości, w której nie mogłem ustawić ostrości (nie wiem, czy było 1,5 m, czy jeszcze bliżej). Młode ptaki znają tylko tundrę, a człowieka poznają dopiero w swojej podróży na południe. Co prawda nie byłem pierwszym ujrzanym przez nie człowiekiem (była obrączka), jednakże nie zraziły się jeszcze do ludzi, skoro beztrosko sobie wokół mnie spacerowały.
We środę ruszyłem na Zbiornik Mietkowski, tym razem jednak wyposażony w siatkę maskującą. Ptaków nie było dużo; zasadniczo wszyscy w tym sezonie przelotowym narzekają na liczebność. Gdzie one się podziały?
Dotarłem tuż po wschodzie Słońca (niestety, kołdra znów tak wspaniale mnie obejmowała, że żal było ją zostawiać samą), po drodze obserwując m.in. rycyka:
Dobre miejscówki były już obsadzone przez avifotografów, więc położyłem się w relatywnie kiepskiej lokalizacji. :-/
Dotarła do mnie oharówka:
Przedreptał i kamusznik:
Pokręcił się biegus krzywodzioby: