Luty się kończy, a tu pusto w dzienniczku podglądania. Byłem na kilku wypadach, o których krótkie wzmianki potem zamieszczę.
Końcówkę ferii postanowiłem spędzić - a jakże - nad morzem.
Wszystko tak jakoś zaczęło się nie od tej strony:
Po lodzie ani śladu, ptaki daleko:
a mój widok jakoś wiele z nich skłonił do wzniesienia się na wyżyny:
Na świbnieńskim brzegu Wisły sporo świstunów, gągołów, lodówek - cała masa, trochę krzyżówek, łabędzi niemych i krzykliwych, nurogęsi.