12-go nie mogłem obserwować gniazda na żywo i tego dnia nagrywałem płomykówki. Po powrocie obejrzałem całość dość pobieżnie, ale szybko zorientowałem się, że stało się coś złego. U płomykówek akurat świtało i było wyraźnie widać, że najmłodszy leży bez ruchu.
Po obejrzeniu całości na spokojnie, ustaliłem kilka faktów, a reszty się po prostu domyślam. Jeszcze przed północą ,jedenastego, maluszek żył. Pokazał się na chwilę w wejściu, na dole 'piramidy', którą stworzyły starszaki. Po północy, dokładnie 00:10, była dostawa jedzenia. Zrobił się wtedy taki galimatias, że trudno to opisać. A krótko, to był harmider i wzajemne deptanie. Myślę, że to był ten moment, kiedy maluszkowi się dostało od reszty. Potem przez ponad dwie godziny nie mogłem go wypatrzyć. Było słychać tylko co jakiś czas ciche syczenie z głębi dziupli. Myślę, że to on tak cichutko się odzywał. O 2:40 zobaczyłem go konającego. Resztę pominę milczeniem. Powiem tylko, że miał makabryczne rodzeństwo.
Bardzo mi go żal i wielka szkoda, bo naprawdę niewiele mu zabrakło, by dotrwać wylotu. Dzisiaj jedno z młodych opuściło gniazdo.
https://youtu.be/UsrdnAHJbWI