Wczoraj zaczęło się niewinnie. Po prostu, każdy chciał siedzieć w gniazdku a nie obok. Najpierw były lekkie przepychanki a potem już tylko syczące gwizdy i dziobanie.
Mistrz uniósł się honorem i dał do zrozumienia, że on na gołej podłodze leżeć nie będzie. Powisiał trochę na szczebelkach i wyfrunął z budki.
Poszedł spać do starej budki, w której jest wprawdzie dołek na gniazdko ale nie ma jeszcze ani jednego piórka
Wrócił rano i jakby nigdy nic, parka zaczęła się czulić.
Po obiedzie, chyba w ramach rekompensaty, Mistrz przyleciał za Magią do budki i tak oboje zostali w niej, aż ich ciemna noc zastała