Przez dwa tygodnie Mistrz i Magia mieli względny spokój. Dzisiaj rano znów się zaczęło i nie był to normalny nalot
Najpierw jakiś jerzyk pojawił się w nowej budce. Pokręcił się, pozwiedzał i poleciał.
Po godzinie, gdy akurat Mistrz wysiadywał jajeczka (już poznaję, bo samczyk jest mniejszy od samiczki o niecały centymetr i mniej mu się ogon w budce podwija) wpadła obca samica. Możliwe, że to to ona była w nowej budce, tylko nie trafiła do właściwego okienka a wleciała obok. Mistrz ją wygwizdał a że nie reagowała, to wyskoczył po pomoc. Obca w tym czasie zaczęła wędrówkę od dołu do dachu, po każdej ściance osobno, tak jakby zapoznawała się z budką.
W momencie, gdy obca zmierzała w kierunku okienka, do budki z impetem wleciała Magia i przykryła sobą jajeczka. Ta skoczyła jej na plecy i zaczęła się poważna walka
Jak już z jednego jaja zrobiła się jajecznica, mąż nie wytrzymał i powiedział - "Dość
Więcej trupów w tej budce nie będzie
"
Po otwarciu budki obie walczące zaczęły udawać nieżywe. Mąż uniósł sczepiony kłębek nad barierkę a tam, jak już panie poczuły wiatr w skrzydłach, pochowały pazury i każda poleciała w swoją stronę
Po 15 minutach powrócili Mistrz i Magia. Mistrz od razu położył się na jajeczku a Magia zajęła się pilnowaniem otworu wlotowego
Na tym jednak nie koniec. Obca jeszcze raz podleciała do budki i wtedy w okienku zaczęła się walka na dzioby. Magia, z mocą i prędkością niemal dzięciołową, tak stukała w obcą, aż ta odpadła od budki. "Wściekła" obca fruwała później robiąc głębokie łuki po balkonie i pewnym momencie, gdyby mąż w porę nie zrobił uniku, to miałby ją całą na twarzy