Śmiguś poleciał wczoraj wieczorem po godz. 21:00 o której dokładnie, nie wiem. Dziwne, że nawet deszcz mu nie przeszkodził. Możliwe, że pić się ptaszynie chciało, bo Mistrz nic mu do jedzenia nie przyniósł
Tata wskoczył do budki i od razu przywarł dziobkiem do podłogi. Śmiguś tak trochę, delikatnie go poatakował, po czym obrażony, wdrapał się na ostatni szczebelek przy okienku i zaczął czyścić piórka. Po pewnym czasie, w kamerce widać już było tylko końcówkę ogonka, więc nie spodziewając się, że do rana coś się zmieni, wyłączyłam podgląd. Zajrzałam ok. północy ale już go nie było.
W dzień udało mi się uchwycić tylko kawałek dziobka w otworze
Smutno mi, że Śmiguś poleciał tak po cichu, po ciemku i "bez pożegnania". Może jeszcze wróci na noc do budki
Gdyby jednak nie wrócił, to życzę mu samych przyjaznych prądów i mam nadzieję, że za trzy lata założy gdzieś tu w pobliżu własną rodzinę